22 lipca 2015

Historia Dory – opowieść Małgosi



Miałam wtedy 12 lat. Mój wujek Tadek jak murarz pracował u różnych prominentnych osób. Kiedyś w prezencie dostał owczarka niemieckiego, sukę. Od kogoś z Warszawy. Był to pies z rodowodem, ale właścicielom pogryzł dywan i postanowili go oddać mojemu Wujkowi, który bardzo lubił psy i miał do nich podejście. Bardzo lubiłam jeździć do cioci Krystyny. Dora grała z nami w piłkę, aportowała. Chodziliśmy na spacery nad rzeczkę. Kiedy nadszedł czas, urodziła jedenaście szczeniąt. Rodzice nie zgodzili się na szczeniaka, ale Babcia była po mojej stronie. Tego dnia odliczałam minuty do końca lekcji religii. Był piękny, wiosenny dzień. Razem z Babcią w godzinach popołudniowych pojechałyśmy po psa, który miał tak wielki wpływ na moje życie. Śliczne, czarne szczeniaczki uradowały moje oczy. Babcia poradziła, abym wybrała suczkę. I tak się stało. Była najmniejsza z całego miotu.
Po powrocie do domu otrzymała imię Dora po swojej matce. Zamieszkała w boksie za podwórkiem, w skrzynce wypełnionej słomą. Mała kuleczka mieściła się w moich dłoniach. Śpieszyłam się do niej ze szkoły, bo bardzo tęskniła. Po kilku dniach Babcia poszła, aby zobaczyć, co robi szczeniak, a ta malutka kuleczka schowała się za skrzynkę i warczała.
- Jaki to mądry pies!!! – powiedziała Babcia. W końcu miała rodowodowe geny. Jej matka jeździła z wujem Tadeuszem w ciągniku. To był niesamowity widok. Owczarek niemiecki w kabinie obok kierowcy.
Moja Dora rosłą bardzo szybko. Spędzałam z nią dużo czasu, ale wiele osób twierdziło, że nie będzie rasowym wilczurem.  Tymczasem wyrosła na pięknego owczarka. Uwielbiałam chodzić z nią na spacery. Gdzieś daleko w pole. Zwłaszcza w mgliste, jesienne popołudnia. Nigdy się nie oddalała i nie trzeba było żadnej smyczy. Zaoszczędziłam sporo pieniędzy, aby kupić jej prawdziwą obrożę ze skóry. Wyglądała w niej wzorcowo. Karmiłam ją bardzo dobrze. Kiedyś nawet ukradłam sporo zupy pomidorowej i aby się to nie wydało, dolewałam do garnka wody. Następnego dnia podałam im taki właśnie obiad. Były pretensje i żale pod moim adresem, ale mi to nie przeszkadzało.
Kiedyś nawet chciałam zamieszkać razem z Dorą w jej budzie, bo wtedy rodzice bardzo często kłócili się. Miało to istotny wpływ na moja psychikę na całe życie. Dora wykazywała bardzo silny instynkt obronny, ale nie zdarzyło się, aby kogoś pogryzła czy wyrządziła krzywdę.
W kręgu znajomych i rodziny były osoby bardzo przez nią lubiane i takie, których wręcz nie cierpiała. Wilczy instynkt podpowiadał, kogo ma akceptować, a kogo nie, niestety, zdarzało jej się kłusować zwłaszcza ptactwo domowe, co doprowadzało do rozpaczy moją matkę, ale owczarki niemieckie tak już mają. Zresztą i to było okropne.
Moja Dora długo nie miała potomstwa. Po prostu gryzła wszystkich pojawiających się kandydatów. Dopiero po sześciu latach pojawił się on. Duży, biały pies ze stojącymi uszami. Dora charczała gryzła go, ale on nie odpuszczał. I tak oto na świecie zjawiło się potomstwo. Cztery szczenięta i wszystkie białe.  Żadne z nich nie odziedziczyło po swojej matce ani wyglądu, ani inteligencji, ale za to silny instynkt.
 Najdłużej przy matce wychowywała się suczka Aza. Została wydana do Siewierska już po ukończeniu 3 lub 4 miesięcy. To około piętnastu km od naszego domu. Tam nie chciała nic jeść ani pić. Przy pierwszej sposobności uciekła i wróciła do nas. To było nieprawdopodobne, żeby tak młody pies wrócił. Tylko na głowie miała sierść, a reszta to skóra i kości. Do dziś zastanawiam się, jak ten pies silnie był związany z nami, że wrócił i nic nie chciał jeść. Od tej pory Aza i Dorą zostały na zawsze razem.
Aza biegała po polach jak szalona za zającami. Była spontaniczna i radosna i tak bardzo podobna do swojego ojca. Po kilku latach zastrzelili ją myśliwi z koła łowieckiego z Chodcza. Mój brat Karol wracał wtedy ze sklepu. Po przyjeździe do domu bardzo płakał. Gdyby to się zdarzyło dziś, nie darowałabym im tego. Zastrzelili Bogu ducha winnego psa, który nikomu krzywdy nie zrobił.  A teraz biega za tęczowym mostem. Babcia często siadywała przed domem na ławce, rozmyślając o różnych sprawach, a przy niej siedziały cztery psy. Wśród nich zawsze była Dora. Ten piękny i mądry pies żył 11 lat.
Dora zachorowała na nowotwór. Chudła z każdym dniem, aż w końcu odeszła. Teraz biega razem ze swoją córką Azą po zielonych łąkach. Miałam wtedy 23 lata. Przez kilkanaście lat żadnego psa. Nie mogłabym. Jej strata spowodowała, że uświadomiłam sobie, iż żaden inny nie zastąpi mi jej, ani nie wypełni pustki. Dopiero w 2012 roku znowu pojawiło się pragnienie, aby mieć psa. Owczarka niemieckiego, krótkowłosego, suczkę, również o imieniu Dora. Ciąg dalszy jutro…
Tę opowieść wiernie zanotował i do publikacji przysposobił pisarz gminny (Chodecz) i powiatowy (powiat ziemski włocławski) :  Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.)




Zdjęcie nr 1.  Małgosia i Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.) 
 z odnalezioną po dwóch latach (owczarek niemiecki) Zoją. 
Włocławek-Michelin.  21 VII 2015. Foto: M. G.

21 lipca 2015

Jaskółka bezradnie



Mirosław Antoni Glazik               (M.A.G.)


***
Jaskółka bezradnie
trzepocze skrzydłami na bruku
spadają gniazda
rozbijane kamieniami frazesów
czysty śpiew słowika
pomącił bełkot wyjaśniaczy
zapomniano o wymowie milczenia
słowa odbiegły od sensu
usiadły na szpaltach
głupie i chłodne 

nie pochyliły grzbietów
nad stygnącą źrenicą jaskółki


21.07.83 r. Kowal




z tomu wierszy: Mirosław Glazik. Wieczory prowincjonalne. DKTK, Włocławek 1986 (z powodu ingerencji cenzury tomik ukazał się w księgarniach dopiero w XII 1988), s. 15.


To moja debiutancka książka!