10 listopada 2017
Gawęda jak nasze psy i koty: Zielona piłeczka (krótki seans filmowy)
Gawęda jak nasze psy i koty: Zielona piłeczka (krótki seans filmowy): Foto: Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.) Foto: Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.) Foto: Mirosław Antoni Glazi...
Ostatnie zdjęcia naszego doga Borysa
Dzisiaj w
moim aparacie fotograficznym znalazłem chyba ostatnie zdjęcia naszego doga Borysa.
W sobotę
wieczorem nasz dog Borys nagle upadł. Pracowałem przy komputerze, prowadziłem
lekcje, gdy nagle wpadła do pokoju Małgosia i powiedziała, że coś się stało Borysowi.
Wybiegłem natychmiast na podwórko, ale zobaczyłem Borysa, który biegnie do mnie
jakby nigdy nic. Przytulił się do mnie, a potem ruszył w kierunku miski z jedzeniem,
która stała przed domem. Taki był łasuch, lubił jedzenie. Jednak postanowiliśmy
go uważnie obserwować, bo coś niedobrego się działo z nim, zwłaszcza z jego
tylnymi nogami.
W nocy
pojechaliśmy do weterynarza do Włocławka. Borys siedział z tyłu samochodu i prawie
całą drogę trzymał mi głowę na ramieniu, jedynie od czasu do czas przeniósł ją
na ramię Małgosi, która prowadziła auto.
Mieliśmy
nadzieję, że zostanie wyleczony. Borys nie chciał wejść do środka lecznicy, więc
weterynarz zbadał go na dworze. To jednak nie stawy kolanowe, ale początek postępującego
zwyrodnienia kręgosłupa. Dostał 2 dwa zastrzyki. Rano o 10: 00 powinniśmy powiedzieć
Weterynarzowi, czy psu się poprawiło.
Gdy
wróciliśmy do domu, nasz Borys nie chciał wyjść z samochodu. Nie zaskoczyło to nas,
bo on lubił leżeć sobie w aucie. Często to robił, zwłaszcza w Michelinie. Zostawiłem
go w aucie i poszedłem do domu. Pracowałem: czytałem i pisałem i co godzinę, chodziłem
sprawdzić, jak on się czuje. Chyba o trzeciej nad ranem, poszedłem do niego,
udało mi się go nakłonić do wyjścia z auta, ale nie chciał wejść na podwórze do
swego legowiska. Także w tym jego zachowaniu nie było nic dziwnego. W takiej
sytuacji zazwyczaj wyruszałem z nim na spacer, a on po takim wypadzie, bez
problemu wchodził na podwórze. Wyruszaliśmy na spacer, nieco przez mnie
skrócony. Szedł żwawo i radośnie tak, jak zazwyczaj.
Jednak po powrocie
ze spaceru nie chciał wejść ani na podwórze, ani do pomieszczenia, w którym był
jego boks wyścielany świeża pachnące słomą. On wybrał gęstą trawę przed domem, przy
drodze wjazdowej i przed ogródkiem pachnącym miętą. Tam się położył i tak pozostał
do końca. Żeby nie był mu zimno, przykryłem go śpiworem i starą kurtką. Zostawiłem furtkę otwartą i poszedłem się
trochę przespać. Powiedziałem sobie, że jeśli rano Borys będzie na mnie czekał
pod drzwiami, to będzie dobrze. Jednak, kiedy wstał, Borysa nie było przed drzwiami…
Zadrżałem..
Dałem mu
pić. Napił się, ale nadal nie chciał wejść ani do samochodu, ani na podwórze…
po południu pojechałem na zakupy i przewiozłem mu jego ulubione ciasteczka, ale
nawet na nie spojrzał. Wtedy nasilił się mój niepokój o jego życie. Zacząłem
szukać jakiejś pomocy, bo nasz Pan weterynarz z Włocławka powiedział, będzie mógł
przyjechać dopiero po godzinie 18:00. Odebrał jeden z weterynarzy, ale bardzo
daleko od Naszego Wilkowiska..
Gdy przyjechał
pan weterynarza, stwierdził, że Borys umiera i nic się na da zrobić….
Niestety!
Następowało powolne umieranie. Całą noc i cały dzień mieliśmy nadzieję, że uda
się go uratować. Wieczorem w niedzielę Śmierć nastąpiła i Go nam zabrała. To
był wspaniały, wyjątkowo mądry, dobry i szlachetny pies…
Bardzo Państwu dziękujemy! Za wrażliwość i
współodczuwanie. Z naszym bólem dzielimy się z Państwem.
Drodzy Państwo! Dziękujemy
Państwu za życzliwość i współodczuwanie. Dzięki Państwu jest nam znacznie
lżej. Nam się ciągle wydaję, że Borys
zaraz przybiegnie. W nocy on poszedł ze mną na ostatni spacer, a po tym spacerze
w środku nocy położył się na trawie przed domem, jakby chciał oznajmić, że On,
Borys, będzie nas pilnował, strzegł, jak to znakomicie robił za życia. To
bardzo miłujący nas pies. My Go nadal kochamy i kochać będziemy zawsze…
6 sierpnia 2017
Cudem uratowany pies Roma
Szczekanie
spod ziemi… Tym razem źródeł mojej inspiracji jest wiadomość na Onecie pt. Szczekanie spod ziemi. Pies cudem uratowany
(http://wroclaw.onet.pl/szczekanie-spod-ziemi-pies-cudem-uratowany/14dljj5).
Autorem newsa jest dziennikarz Onetu
Tomasz Pajączek .
Foto nr 1:
Fundacja "Na Pomoc Zwierzętom" / Materiały prasowe. Strażacy uratowali suczkę uwięzioną w kanale burzowym.
„Strażacy
uratowali siedmioletnią suczkę Romę wielkości owczarka niemieckiego, która
kilka dni spędziła w kanale burzowym. Żeby wydostać zwierzę spod ziemi, trzeba
było użyć ciężkiego sprzętu. Na pomoc strażaków wezwali mieszkańcy
Boguszowa-Gorc, którzy słyszeli szczekanie psa. Długo jednak nie potrafili
namierzyć, skąd dokładnie dochodzi. W końcu się udało.
Do niecodziennej interwencji doszło w środę w Boguszowie-Gorcach. Suczka,
która później otrzymała imię Roma, była uwięziona w kanale burzowym przy ul.
Poniatowskiego. Zagadką jest to, jak pies znalazł się półtora metra pod ziemi.
Foto nr 2:
Fundacja "Na Pomoc Zwierzętom" / Materiały prasowe. Strażacy uratowali suczkę uwięzioną w kanale burzowym.
– Otwór był tak mały, że ledwo kot by się zmieścił. Nie wiadomo, jak
się tam znalazł pies. Prawdopodobnie wczołgał się gdzieś studzienką
kilkadziesiąt metrów dalej, bo w pobliżu nie ma żadnego wlotu – mówi Onetowi
Joanna Sobina, prezes Fundacji "Na Pomoc Zwierzętom".
Foto nr 3:
Fundacja "Na Pomoc Zwierzętom" / Materiały prasowe. Strażacy uratowali suczkę uwięzioną w kanale burzowym.
Wszystko wskazuje, że pies wielkości
owczarka niemieckiego spędził uwięziony pod ziemią sześć dni. – Wtedy po raz
pierwszy usłyszano jego szczekanie, ale brzmiało jak gdzieś z oddali i nikt nie
przypuszczał, że pies znajduje się pod ziemią – podkreśla Joanna Sobina.
W końcu psa
udało się zlokalizować. Wtedy też na pomoc zwierzęciu ruszyli strażacy z
Wałbrzycha i Boguszowa-Gorc. Akcja ratownicza trwała kilka godzin. – Próba
ręcznego odkopania psa groziła jego zasypaniem. Ściągnięto więc koparkę i
kamerę – opisuje Joanna Sobina.
Ostatecznie
jednak psa udało się wyciągnąć na powierzchnię. Zaraz potem suczka trafiła pod
opiekę Fundacji "Na Pomoc Zwierzętom". Wiadomo, że była bardzo
głodna. Do tej pory nie udało się ustalić właściciela Romy. Po psa zgłosiła się
za to rodzina z Warszawy. I to właśnie tam za około 10 dni trafi cudem
uratowana suczka.
Tomasz Pajączek – dziennikarz Onetu– wrocławianin z pochodzenia i
z wyboru. W Onecie od 2013 roku. Współpracuje także z Telewizją Echo24. Wcześniej
przez siedem lat pracował jako reporter Telewizji Dolnośląskiej, przez moment
był związany także z Radiem Wrocław. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego.
Prywatnie miłośnik szwedzkich kryminałów i gry w squasha. Zapalony kibic
piłkarski. Wolne chwile poświęca na długie spacery z psem. Kontakt z
autorem: tomasz.pajaczek@grupaonet.pl
30 lipca 2017
Poranny spacer z Zoją i nie tylko
Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.) i owczarek niemiecki Zoja na spacerze.
Foto 1/30/07/17
Postanawiałem wziąć się za siebie, tzn. zadbać także bardziej o swoją kondycję fizyczną. Intensywna praca nauczycielska nawet w lipcu
(a także literacka i naukowa) sprawiły, że złamałem życiową zasadę i praktykę,
by te dwa wakacyjne miesiące (lipiec i
sierpień) przeznaczyć na aktywny wypoczynek. Przypomniała mi o tym Małgosia, a wsparła ją w tym jej
serdeczna przyjaciółka Agnieszka. No tak! Macie rację. Ja w tym mijającym
tygodniu już ten proces zmiany stylu życia na bardziej aktywny rozpocząłem.
Dzisiaj rano wyruszyłem najpierw na spacer z owczarkiem
niemieckim Zoją. Od rana nad Kujawami pojawiło się wielkie słońce, a
powietrze po ostatnich burzach i ulewach
jest czyste i wilgotne. Zabezpieczyłem dom i z Zojką wyruszałem codzienną trasą
w kierunku przydrożnego Świętego Krzyża.
Po drodze niezwykłe zjawisko. Na rok temu położonym asfalcie deszcz jaskółek. Większość
zatrzymała się na szosie, niektóre nisko latały, kilka siedziało sobie na
drutach telefonicznych i elektrycznych. Gdy podeszliśmy bliżej, one wszystkie
wzbiły się, pokrążyły wokół nas, by pousiadać - jak na muzycznych pięciolinii - na
drutach linii przesyłowej. Przypomniałem sobie, że przecież w tym roku
jaskółki założyły w garażu gniazdo i wychowywały pisklęta. Kochane jaskółeczki!
Potem krótki, ale intensywny bieg. Zoja to bardzo
lubi. Słonce ogrzewało moje plecy i wyzłacało
delikatnym pyłkiem drogę przed nami. Zieleń jest dzisiaj soczysta i intensywna,
ciągle świeża.
Zatrzymałem się przy krzyżu. Modlitwa. Potem krótka
sesja fotograficzna. Podczas spaceru myślałem o Małgosiach. O tej, która teraz
jest blisko mnie (obecnie śpi domu) i o tej, która jest w Warszawie (pewnie też
jeszcze śpi, zmęczona po tygodniu ciężkiej pracy), a więc dość daleko, a
zarazem bardzo, bardzo blisko.
Myślałem te też z troską o Drazicu, moim (chyba najmłodszym
obecnie) uczniu z dalekiej Australii,
który ostatnio poważnie zachorował i zatroskani rodzice musieli umieścić go w szpitalu. To taki zdolny, pilny i z wielkim
zapałem uczący się języka polskiego chłopiec. Mam nadzieję, że już wyzdrowiał i wkrótce powrócimy do
naszych lekcji.
Potem Zoję umieściłem w malinowym ogródku i poszliśmy z dogiem Borysem w kierunku lasu, tzn. w przeciwnym kierunku niż
codzienna trasa z Zoją. Borys tak bardzo
lubi te spacery, że zawsze po nich bardziej tuli się do moich nóg, do mnie. Ja doceniam
tę jego wdzięczność i mowię do niego:
- Mój ty szczeniaczku! – jego pyszczycho wręcz promienieję
radością.
Załączam zdjęcia i pozdrawiania. …
Foto: Mirosław Antoni Glazik
(M.A.G.)
Foto: Mirosław Antoni Glazik
(M.A.G.)
Foto: Mirosław Antoni Glazik
(M.A.G.)
Foto: Mirosław Antoni Glazik
(M.A.G.)
Foto: Mirosław Antoni Glazik
(M.A.G.)
Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.) i owczarek niemiecki Zoja na spacerze.
Foto 7/30/07/17
Subskrybuj:
Posty (Atom)