Przewoziliśmy nasze psiaki. Małgosia w hondzie wiozła
sunię (owczarka niemieckiego) Zoję i doga Borysa, a ja w moim audi miałem dwie
sunie: Elzę i Sabinę. Było już ciemno. Noc bezksiężycowa. Przed nami 38 km. Z
Włocławka (Michelin) do Wilkowiska. Cieszyliśmy się z tej zmiany miejsca, ale
wiadomo, że przeprowadzka to kilkanaście dni trudnych i męczących. Wsi
spokojna, wsi wesoła…
Gdy wjechaliśmy na boczną drogę prowadzącą do naszego
siedliska, nagle zobaczyłem pędzący policyjny radiowóz i karetkę pogotowia.
Kilka kilometrów przed celem naszej podróży, niespodziewanie utknęliśmy w
korku. Mówiono, że wydarzył się wypadek i ktoś w nim zginał i ze kogoś szukają.
Gdy uchyliłem szybę mojego auta, niechcący naciąłem także przycisk automatycznie
uchylające przednią szybę od strony pasażera. To wystarczyło. Sabina wyskoczyła,
a gdy usiłowałem ją schwytać i wprowadzić do samochodu, wymknęła się z drugiej
strony także Elziczka. Uciekły mi obie i
biegał pomiędzy samochodami. Ciemności rozświetlały światła samochodów. Małgosia
te wysiadła ze swojego auta, żeby mi pomóc schwytać uciekinierów. Gdy nam się
to udało, nagle się okazało, że Zoja musiała nacisnąć na alarm i zablokowały
się drzwi hondy. Auto miało włączony silnik, a w środku znajdowały się dwa psy.
Miałem pęk kluczy, którymi próbowałem otworzyć hondę, ale mi się to nie
udało. Wtedy podeszli młodzi strażacy i też usiłowali nam pomoc. Jeden z nich
wziął ode mnie kluczyki i próbował otworzyć bagażnik oraz cztery zamki od drzwi.
Bez skutku. Zaczęliśmy się zastanowić, jak się włamać do naszego samochodu.
Ktoś zaproponował zbicie szyby, której wstawienie byłoby najmniej kosztowne.
Małgosia była zrozpaczona i zdenerwowana. Byliśmy bardzo zmęczeni przeprowadzką
i chcieliśmy, jak najszybciej dotrzeć do nowego miejsca zamieszkania, aby odpocząć. W chwili rozpaczy
Małgosia wypowiedziała dwukrotnie słowa, które słyszeli trzej młodzi strażacy i
inni, nieznani nam, kierowcy kilku samochodów:
- Boże! Proszę Cię, pomóż nam! Boże! Proszę Cię, pomóż nam!
Słysząc te błagania Małgosi, odruchowo podszedłem do bagażnika, bo pomyślałem, że jakimś cudem uda mi się mimo wszystko
otworzyć któryś z zamków hondy. W pęku był kilkanaście różnej wielkości kluczy. Jeden
z nich odruchowo włożyłem do zamka bagażnika. W
tym momencie pokrywa bagażnika się uniosła, a my wszyscy patrzeliśmy jak zauroczeni.
Bóg się nad nami zlitował! Małgosia tyle serce ofiarowała tym naszym adaptowanym
psiakom! Pan Bóg Miłosierny zlitował się nad nami i uczynił mały cud na drodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz