Miałam wtedy 12 lat.
Mój wujek Tadek jak murarz pracował u różnych prominentnych osób. Kiedyś w
prezencie dostał owczarka niemieckiego, sukę. Od kogoś z Warszawy. Był to pies
z rodowodem, ale właścicielom pogryzł dywan i postanowili go oddać mojemu
Wujkowi, który bardzo lubił psy i miał do nich podejście. Bardzo lubiłam jeździć
do cioci Krystyny. Dora grała z nami w piłkę, aportowała. Chodziliśmy na
spacery nad rzeczkę. Kiedy nadszedł czas, urodziła jedenaście szczeniąt. Rodzice
nie zgodzili się na szczeniaka, ale Babcia była po mojej stronie. Tego dnia odliczałam
minuty do końca lekcji religii. Był piękny, wiosenny dzień. Razem z Babcią w godzinach
popołudniowych pojechałyśmy po psa, który miał tak wielki wpływ na moje życie. Śliczne,
czarne szczeniaczki uradowały moje oczy. Babcia poradziła, abym wybrała suczkę.
I tak się stało. Była najmniejsza z całego miotu.
Po powrocie do domu
otrzymała imię Dora po swojej matce. Zamieszkała w boksie za podwórkiem, w
skrzynce wypełnionej słomą. Mała kuleczka mieściła się w moich dłoniach.
Śpieszyłam się do niej ze szkoły, bo bardzo tęskniła. Po kilku dniach Babcia poszła,
aby zobaczyć, co robi szczeniak, a ta malutka kuleczka schowała się za skrzynkę
i warczała.
- Jaki to mądry pies!!! – powiedziała Babcia. W końcu
miała rodowodowe geny. Jej matka jeździła z wujem Tadeuszem w ciągniku. To był
niesamowity widok. Owczarek niemiecki w kabinie obok kierowcy.
Moja Dora rosłą bardzo
szybko. Spędzałam z nią dużo czasu, ale wiele osób twierdziło, że nie będzie
rasowym wilczurem. Tymczasem wyrosła na pięknego
owczarka. Uwielbiałam chodzić z nią na spacery. Gdzieś daleko w pole. Zwłaszcza
w mgliste, jesienne popołudnia. Nigdy się nie oddalała i nie trzeba było żadnej
smyczy. Zaoszczędziłam sporo pieniędzy, aby kupić jej prawdziwą obrożę ze skóry.
Wyglądała w niej wzorcowo. Karmiłam ją bardzo dobrze. Kiedyś nawet ukradłam
sporo zupy pomidorowej i aby się to nie wydało, dolewałam do garnka wody. Następnego
dnia podałam im taki właśnie obiad. Były pretensje i żale pod moim adresem, ale
mi to nie przeszkadzało.
Kiedyś nawet chciałam
zamieszkać razem z Dorą w jej budzie, bo wtedy rodzice bardzo często kłócili się.
Miało to istotny wpływ na moja psychikę na całe życie. Dora wykazywała bardzo
silny instynkt obronny, ale nie zdarzyło się, aby kogoś pogryzła czy wyrządziła
krzywdę.
W kręgu znajomych i rodziny
były osoby bardzo przez nią lubiane i takie, których wręcz nie cierpiała.
Wilczy instynkt podpowiadał, kogo ma akceptować, a kogo nie, niestety, zdarzało
jej się kłusować zwłaszcza ptactwo domowe, co doprowadzało do rozpaczy moją matkę,
ale owczarki niemieckie tak już mają. Zresztą i to było okropne.
Moja Dora długo nie
miała potomstwa. Po prostu gryzła wszystkich pojawiających się kandydatów.
Dopiero po sześciu latach pojawił się on. Duży, biały pies ze stojącymi uszami.
Dora charczała gryzła go, ale on nie odpuszczał. I tak oto na świecie zjawiło
się potomstwo. Cztery szczenięta i wszystkie białe. Żadne z nich nie odziedziczyło po swojej matce
ani wyglądu, ani inteligencji, ale za to silny instynkt.
Najdłużej
przy matce wychowywała się suczka Aza. Została
wydana do Siewierska już po ukończeniu 3 lub 4 miesięcy. To około piętnastu km
od naszego domu. Tam nie chciała nic jeść ani pić. Przy pierwszej sposobności
uciekła i wróciła do nas. To było nieprawdopodobne, żeby tak młody pies wrócił.
Tylko na głowie miała sierść, a reszta to skóra i kości. Do dziś zastanawiam
się, jak ten pies silnie był związany z nami, że wrócił i nic nie chciał jeść.
Od tej pory Aza i Dorą zostały na zawsze razem.
Aza biegała po polach jak szalona za zającami.
Była spontaniczna i radosna i tak bardzo podobna do swojego ojca. Po kilku latach
zastrzelili ją myśliwi z koła łowieckiego z Chodcza. Mój brat Karol wracał
wtedy ze sklepu. Po przyjeździe do domu bardzo płakał.
Gdyby to się zdarzyło dziś, nie darowałabym im tego. Zastrzelili Bogu ducha
winnego psa, który nikomu krzywdy nie zrobił.
A teraz biega za tęczowym mostem. Babcia często siadywała przed domem na
ławce, rozmyślając o różnych sprawach, a przy niej siedziały cztery psy. Wśród
nich zawsze była Dora. Ten piękny i mądry pies żył 11 lat.
Dora zachorowała na nowotwór. Chudła z każdym
dniem, aż w końcu odeszła. Teraz biega razem ze swoją córką Azą po zielonych
łąkach. Miałam wtedy 23 lata. Przez kilkanaście lat żadnego psa. Nie mogłabym.
Jej strata spowodowała, że uświadomiłam sobie, iż żaden inny nie zastąpi mi
jej, ani nie wypełni pustki. Dopiero w 2012 roku znowu pojawiło się pragnienie,
aby mieć psa. Owczarka niemieckiego, krótkowłosego, suczkę, również o imieniu
Dora. Ciąg dalszy jutro…
Trochę wkurzające jest mówienie o sobie w trzeciej osobie .Przedstawianie się w kółko Mi....Ant...Gl. Po prostu wkurzające
OdpowiedzUsuń