Wóz, ciągnięty przez
Baśkę, wlókł się leśnymi drozynami z
Zalesia do Lnianka. Dziadek zakupił trzy prosiaczki. Chrząkały i popiskiwały od
czasu do czasy w drewnianej klatce. Siedziałem na grubej derce obok Dziadzi i
łasiłem się do jego ręki, prosząc o opowieść. Bałem się dzikich świń, które na
pewno teraz wyruszały na żer z ciemnego boru na pola, a jeszcze bardziej
wilczysk ogromnych i kudłatych.
- Frafrot z ciebie i
tarach. Muszę uważać, bo Baśka nerwowa jest i boi się ciemnych krzaków, gotowa
złamać dyszel albo zerwać się z orczyka.
- Dziadku. Opowiedz
coś! Proszę!
- Ano był kiedyś w
okolicy Gajowy nazywał się Rączka. Lubił polować na dzikie świnie. Jednej nocy
narobiły one gburom wiele szkody…
Patrzyłem na
chojniaki. Ciemniały one i zmieniały się to w chłopów w czarnych i złych, to w
wiedźmy i leśne psotne chochliki. Wtuliłem się w grubą burkę, bo się robiło
chłodno. Dziadek zapalił machorkę i gadał dalej:
- Rączka wziął do
torby butlę arbaty, kilka pajd chleba i kawał wędzonej kiełbasy, flintę
zarzucił na ramię i poszedł zaczaić się na te dzikie świnie. One chytre były.
Zanim on flintę wyrychtował, wyniuchać go musiały, bo cała wataha ruszył prosto
na Gajowego. Nie był on fujarą. Chwatki to był parobek i jeszcze niestary. Choć
bez jednej ręki, to gibki to i zmyślny był knap. Wziął nogi za pas i co sił w
płucach przed rozwścieczoną watahą umykał… Zdążył tylko wypalić w powietrze.
Dziki się na chwilę zatrzymały. Wtedy Rączko jak wiewiórka wdrapał się na
chojniak. Licho z nim było. Chojak był cienki, chłop z półtora cetnara, do
świtu daleko… Ręka go bolała a one dzikie świnie ryły pomiędzy chojankami. Ani
myślały pójść sobie gdzie pieprz rośnie… Gwiazdy świeciły świeczki na chojance,
Księżyc patrzył z góry i pocieszał biedaka. Lulać mu się chciało i ze
zmęczenia, i ze strachu.
- No i co dziadku. A
strzelić do nich nie mógł. Czemu się do drzewa nie przywiązał i z flinty nie
huknął?
- No jo. Na
nieszczęście miał jedna rękę, jak rzekłem … Jakby zleciał na dół, zostałaby z
niego ino kapuściónka. Jo, jo… Licho mu było. Do pierwszego kuraka nieprędko…
Co robić… Zaczął głośno krzyczeć, bo czuł, iż z sił opada. Wioska daleko była.
Za daleko.
Zapadła cisza. Baśka
bała się coraz bardziej jałowców, zatrzymywała się. Dziadek schodził z wozu.
Przeprowadzał ją za uzdę koło stracha leśnego, a dopiero potem ona drapem
ciągnęła wóz do owsa i do swojego patyka w stajni.
- Co dalej Dziadku, no
powiedz! Proszę!
- W tamtym czasie po okolicy
łaził grajek. Na weselach przygrywał na starych skrzypkach… Dziadował.
Wylegiwał się w stogach i stodołach. Czasami pachtował. Tamtej nocy po dzikich
świniach chciał zebrać trochę kartofli i polazł na pole za lasem, co by go nikt
nie wypatrzył. Głodny był… On to usłyszał przeraźliwe pokrzykiwanie i
biadolenie Rączki. Poleciał do wioski
jak na skrzydłach. Chłopów pobudził. Oni chwycili haczki, grabie, widły, gafle,
orczyki… Co kto miał pod ręką… Czapkować złemu nie chcieli… Chwatkie chłopy
były …
Rączka jak ta zbyt dojrzałą glupka ledwo gałęzi się trzymał.. Zapalili lampy naftowe i pochodnie… Co sił,
pędem do lasu pobiegli z tym grajkiem..
Krzyki i bałaganią o pomoc usłyszeli…. Dzikie świnie ludzi zobaczyły i
usłyszały. Uciekły do swoich mateczników…. Gajowy powoli z chojaka zlazł.
Ludziom się pokłonił. Grajka uściskał i do swojej chałupy zaprosił. Bezdzietny
chłop był. Młodego grajka za swojego gzuba uznał. Tak skończyło się jego
dziadowanie. Aże robotny był, z ciula stał się szanowanym gburem. Jo! Tak to
była i tak to bywa.
Pamięci Dziadka Franciszka Tetzlaffa ze Lnianka
Wpłaty
Ideą strony
jest bezpłatny dostęp do wszystkich zamieszczanych na blogu tekstów, zdjęc i
filmów. Nie planuję żadnych ograniczeń dostępu ani żadnych opłat. Za
prowadzenie tego bloga od stycznia 2015 roku nie otrzymuję żadnego
wynagrodzenia.
Drodzy Czytelnicy! Jeśli chcielibyście dobrowolnie wesprzeć nasze psy i koty oraz nasze
pisanie o nich oraz pomóc w kontynuacji i rozwoju strony – proszę o wpłaty na podane poniżej
konta bankowe:
21 2490 0005 0000 4000 1959 6961 (ALIOR BANK)
lub przekaz pocztowy na podany niżej adres:
Mirosław
Antoni Glazik
ul. Kościuszki
1a/3
87 820 Kowal
woj.
kujawsko-pomorskie
tel.
886 181 987
e-mail:
mirglazik@wp.pl
Dziękuję za
Wasze życzliwe wsparcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz