22 grudnia 2015

Grzegorz Ciechowski i jego pies Ginter


Grzegorz Ciechowski z psem Ginterem. 
Zdjęcie z archiwum Jolanty Muchlińskiej (fot. arch. pryw.)

Poznaliśmy się na studiach a właściwie na studenckich tzw. praktykach zerowych w Toruniu. Mieszkaliśmy w jednym pokoju. Polubiliśmy się od razu, bo pochodziliśmy z pomorskich miasteczek: ja ze Świecia, a Grzesiek z Tczewa. Gadaliśmy o literaturze. Po cichu chyba wszyscy poloniści z mojego roku marzyli, aby zostać poetami lub pisarzami. Grzegorz był bardzo oczytany i lubił muzykę. Któregoś wieczoru zaprosił mnie do mieszkania swojej dziewczyny, a późniejszej pierwszej żony Grzegorza, Jolanty Muchlińskiej. Piliśmy wino i słuchaliśmy płyt z Zachodu, kupionych w Peweksie za dolary. Ojciec Joli był jakimś ważnym dygnitarzem partyjnym w Toruniu i mogła sobie na te płyty pozwolić. Tak mi w każdym razie powiedział Grzesiek. To była sobotnia, wrześniowa noc, bo rano przed południem w niedzielę powróciliśmy do akademika, gdyż ja musiałem pójść na Mszę Świętą do akademickiego kościoła.
Dla mnie trudne, emocjonujące i głęboko bolesne jest wspomnienie 22 grudnia, czyli dnia śmierci Grzesia Ciechowskiego. Każdy pamięta to inaczej, był w innym miejscu. Ja byłem wtedy w mieszkaniu w Kowalu, gdy w telewizorze, który lubiła oglądać moja Żona Jadwiga de domo Jałoszyńska, pojawił się komunikat o nagłej śmierci Grzesia. Żałowałem, że mu czegoś nie powiedziałem i że nie udało mi się go zaprosić na juwenalia do Włocławku. Mielibyśmy okazję się spotykać, ale wówczas ostatni raz rozmawialiśmy kilka raz przez telefon.
Przeżywaliśmy te wspomnienia bardzo. Poza tym ciekawą opowieścią jest to, co działo się, gdy Grzegorz wchodził. Zapadała cisza i wszyscy podrywali się, żeby wstać na jego powitanie. Tak było, gdy spotykaliśmy się w centrum Torunia w roku 1982. Załatwiałem w biurze podróży wycieczkę dla moich uczniów i w pewnym momencie wszedł Grzegorz. Ucieszył się na mój widok, a ja też odpowiedziałem mu radosnym uśmiechem i próbowałem wstać na jego powitanie, a on wówczas powiedział do mnie wtedy to swoje charakterystyczne: „Siedź, siedź, Mirku”.
Anna Skrobiszewska i dzieci  Grzegorza Ciechowskiego byli dnia 22 grudnia 2014 roku gośćmi Pytania na Śniadanie. Wspominali piękny koncert upamiętniający działalność artystyczną taty (zobacz: Kayah i Justyna Steczkowska wspopminają  Grzegorza Ciechowskiego,. Jaki był prywatnie? Prowadzący program telewizyjny, Małgorzata Rogalska i Tomasz Kammel, zapytali rodzinę, jak trudne były dla nich święta Bożego Narodzenia 13 lat temu – Grzegorz Ciechowski odszedł kilka dni przed wigilią.
To był naprawdę ciężki czas. Wydarzyło się to naprawdę w ciągu kilku dni. Grzegorz odszedł dwa dni przed świętami. Niewiele pamiętam z Wigilii. Nie pamiętam, czy były prezenty, co było na stole. Chyba nic. Była wtedy z nami mama Grzegorza, bo co roku przyjeżdżała do nas na święta. Spędziliśmy ją w małym gronie, w bólu i we łzach – powiedziała Anna Skrobiszewska.
Dzieci opowiedziały też, jak udało im się zapamiętać tatę. Chociaż Brunon i Helena byli mali, wiele szczegółów pozostało im w pamięci. Córka artysty wspominała, jak Grzegorz codziennie rano chodził do sklepu i kupował nową gazetę. Wokalista wyprowadzał też psa, a jego dzieci zawsze kłóciły się, które będzie mu towarzyszyć. Ciechowski miał swoje ulubione ścieżki, którymi chadzał na długie spacery. Tak jak my teraz w Wilkowisku…

Drodzy Czytelnicy! Jeśli chcielibyście wesprzeć nasze psy i koty oraz nasze pisanie o nich i zarazem pomóc w kontynuacji i rozwoju strony – proszę o wpłaty na podane poniżej konta bankowe:   
21 2490 0005 0000 4000 1959 6961  (ALIOR BANK)

lub przekaz pocztowy na podany niżej adres:
Mirosław Antoni Glazik                                                                              
ul. Kościuszki 1a/3 87
820 Kowal 
woj. kujawsko-pomorskie,  Poland

tel. 886 181 987
e-mail: mirglazik@wp.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz