Foto: Karol Wojtyła
z ukochana mamą Emilią
i ukochanym psem Lolkiem
(Karol Wojtyla of beloved mother Emilia
and her beloved dog Lolek)
Młody Karol stoi przy swej
ukochanej matce Emilii. Przy nodze Karola waruje jego ukochany pies. – Mój
Lolek zostanie wielkim człowiekiem – zwykła proroczo mawiać mama Karola
Wojtyły. („Fakt” 26.04.2014 17:37. Redaktorzy tej codziennej gazety dotarli do nieznanych
zdjęć Jana
Pawła II ... Przy nodze Karola waruje jego ukochany pies...)
Nie byłem uważnym ministrantem – wspominał swe pierwsze nabożeństwa Karol
Wojtyła. Wtedy, gdy jako dziecko służył do mszy, nikt nie przypuszczał, że to
przyszły Ojciec Święty Jan Paweł II. Może tylko poza jego matką Emilią, która
mówiła: „Mój Lolek zostanie wielkim człowiekiem”. Ale ta niezwykła rola, jaką
przyszło mu pełnić w Kościele, nie zmieniła go w niedostępnego hierarchę.
– Święty każdego dnia – tak znajomi i przyjaciele z dzieciństwa i lat
wczesnej młodości wciąż nazywają Karola Wojtyłę.
Serdeczny uśmiech, iskry w oczach i niespożyta energia – Karol Wojtyła
kochał życie …
Jan Paweł II i Mirosław Antoni Glazik (M.A.G.)
fotografia: Arturo Mari
Moje spotkanie z ojcem Świętym”: Gdy w moim ręku znalazło się zaproszenie na spotkanie Jego Świątobliwości Jana Pawła II ze środowiskami twórczymi Polski (13 VI 1987 r.), poczułem się jak człowiek, którego Bóg obdarzył niespodziewanym dobrem. Pierwszą pielgrzymkę obserwowałem w telewizorze, podczas drugiej wizyty Papieża znajdowałem się na Placu Jasnogórskim, a teraz miałem być tak blisko Ojca Świętego, jak nigdy dotąd. Trzecia wizyta Papieża w Ojczyźnie. Około godz. 17:00 znalazłem się we wnętrzu kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Świątynia szybko zapełniła się. Widziałem wielu wybitnych, znanych artystów. Czułem, że jestem naocznym świadkiem wydarzenia o wielkiej wadze, świadczącego o nowej formie obecności artystów w życiu Kościoła. Słuchając recytacji, w napięciu oczekiwaliśmy na przybycie Papieża. Przez rozwarte drzwi świątyni na tle pogodnego niebo widać było sylwetkę Chrystusa pochylonego pod ciężarem krzyża. O godz. 19.35 koło tego pomnika odezwały się burzliwe oklaski. Wszyscy wstali. Dostrzegłem nieco pochyloną sylwetkę Papieża, który po chwili wkroczył do kościoła, witany narastającymi oklaskami. Powitanie przedłużyło się do pół godziny. Widziałem łzy w oczach ludzi. Po liturgii Ojciec Święty, wychodząc z kościoła, żegnał się z ludźmi stojącymi po prawej stronie przejścia. Minęła już godz. 22:00. Przede mną stał tylko starszy pan, toteż miałem nadzieję zobaczyć Jana Pawła II z bliska. Zebrani w świątyni zachowywali się różnie. Jedni niecierpliwili się i starali się zdobyć jak najlepsze miejsce, inni spokojnie oczekiwali na przejście. Niektórzy pozostawali w modlitewnym skupieniu. Panowała atmosfera życzliwości i wyrozumiałości. Ojciec Święty szedł powoli. Musiał być bardzo zmęczony, a przecież widać było, że pragnie każdego z zebranych dostrzec, wysłuchać. Podałem Ojcu Świętemu dłoń, powiedziałem: „Dziękuję" i zaniemówiłem. (Mirosław Glazik Moje spotkanie z ojcem Świętym, W:„Ład Boży" 1987 nr 26, s. 8)
fotografia: Arturo Mari
Moje spotkanie z ojcem Świętym”: Gdy w moim ręku znalazło się zaproszenie na spotkanie Jego Świątobliwości Jana Pawła II ze środowiskami twórczymi Polski (13 VI 1987 r.), poczułem się jak człowiek, którego Bóg obdarzył niespodziewanym dobrem. Pierwszą pielgrzymkę obserwowałem w telewizorze, podczas drugiej wizyty Papieża znajdowałem się na Placu Jasnogórskim, a teraz miałem być tak blisko Ojca Świętego, jak nigdy dotąd. Trzecia wizyta Papieża w Ojczyźnie. Około godz. 17:00 znalazłem się we wnętrzu kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Świątynia szybko zapełniła się. Widziałem wielu wybitnych, znanych artystów. Czułem, że jestem naocznym świadkiem wydarzenia o wielkiej wadze, świadczącego o nowej formie obecności artystów w życiu Kościoła. Słuchając recytacji, w napięciu oczekiwaliśmy na przybycie Papieża. Przez rozwarte drzwi świątyni na tle pogodnego niebo widać było sylwetkę Chrystusa pochylonego pod ciężarem krzyża. O godz. 19.35 koło tego pomnika odezwały się burzliwe oklaski. Wszyscy wstali. Dostrzegłem nieco pochyloną sylwetkę Papieża, który po chwili wkroczył do kościoła, witany narastającymi oklaskami. Powitanie przedłużyło się do pół godziny. Widziałem łzy w oczach ludzi. Po liturgii Ojciec Święty, wychodząc z kościoła, żegnał się z ludźmi stojącymi po prawej stronie przejścia. Minęła już godz. 22:00. Przede mną stał tylko starszy pan, toteż miałem nadzieję zobaczyć Jana Pawła II z bliska. Zebrani w świątyni zachowywali się różnie. Jedni niecierpliwili się i starali się zdobyć jak najlepsze miejsce, inni spokojnie oczekiwali na przejście. Niektórzy pozostawali w modlitewnym skupieniu. Panowała atmosfera życzliwości i wyrozumiałości. Ojciec Święty szedł powoli. Musiał być bardzo zmęczony, a przecież widać było, że pragnie każdego z zebranych dostrzec, wysłuchać. Podałem Ojcu Świętemu dłoń, powiedziałem: „Dziękuję" i zaniemówiłem. (Mirosław Glazik Moje spotkanie z ojcem Świętym, W:„Ład Boży" 1987 nr 26, s. 8)
Oczywiście że to nie Karol Wojtyła, a jego starszy brat Edmund podczas pobytu w szkole wojskowej w Hranicach. Kiedy Karol był w tym wieku matka była już osobą ciężko chorą i praktycznie nie opuszczała domu. Szkoda że ludzie piszą nie sprawdzając informacji
OdpowiedzUsuńTak! Dziękuję za wiadomość! Muszę tę informację sprawdzić.
Usuń