Muszę być jak wilk. Obudziło mnie szczekanie suni Sabiny. Głośne, wyjące.
Po chwili przed wejściem do domu zawarczała ostrzegawczo sunia Zoja. Wstałem po
cicho i, nie zapalając światła, wyjrzałem zza lekko uchylonej zasłony przez
okno. Dog Borys stał pod wierzbą i tylko jego wielka, królewska głowa wystawała
spod falujących gałęzi tego polskiego, teraz niepłaczącego, lecz spokojnie
szumiącego drzewa. Potem poszedłem do kuchni. Wyłączyłem niezbyt głośno grające
radio. Muszę słyszeć noc, być jak wilk. Czujny, nieufny, działający
instynktownie i mądrze.
Z wnętrza domu wyczuwałem każdego z siedmiu naszych czworonogów. Więź stadna. Małgosia śpi spokojnie. Czaruś słodko drzemie
na kanapie. Ubieram się i wychodzę na podwórko. Jasno świeci księżyc, a pomiędzy
jasno złotymi gwiazdami barwnie świecą trzy dyżurujące w powietrzu drony. Natura
i technika. Jestem przewodnikiem stada teraz siedmiu psiaków i skomputeryzowanym
pisarzem. Natura i kultura. Przed wejściem, witają mnie trzy pyski. To dyżurująca
trójka – Borys, Sabina i Zoja – wsparta przez poszczekującego ze swego boksu
naszego nowego pieska Reksia. Chodzę razem z nimi po podwórku. Zoja jest przy
mnie cały czas, jak na owczarka niemieckiego przystało, idzie przy mojej lewej
nodze; Borys po mojej prawej stronie; a Sabina przede mną raźnie kroczy, od czasu
do czasu odwraca się, zagląda mi w oczy i prosi o pogłaskanie po głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz