„Gdy żmije chcą kąsać – a ty lecisz ponad nimi”
Sen
o duchowym zagrożeniu i Bożej ochronie
Autor:
Mirosław Antoni Glazik
Dzisiejszy poranek rozpoczął się dla mnie bardzo wcześnie. Obudziłem się o świcie, około czwartej nad ranem, z wewnętrznym poruszeniem i niepokojem – miałem sen, który długo we mnie rezonował. Przez ponad dwie godziny pracowałem nad moją powieścią, próbując jednocześnie zrozumieć, co Bóg chce mi przez to wszystko powiedzieć.
O godzinie 7:00 poszedłem na Mszę Świętą do Kościoła Parafialnego pw. św. Urszuli w Kowalu. Po Eucharystii, jak mam w zwyczaju, pomodliłem się na grobie mojej świętej pamięci Żony, a także teściów, księdza proboszcza Władysława Stachury i księdza kapelana Marka Strzeleckiego. Potem, razem z Synem, pojechaliśmy do Chocenia, by zrobić kilka zakupów.
Po powrocie do Kowala, już po godzinie trzynastej, położyłem się na chwilę, by odpocząć. Nie spałem długo – ale to właśnie wtedy, w tej krótkiej drzemce, przyśnił mi się ten sen.
Opowieść o śnie
We śnie szedłem dobrze mi znaną drogą w Szczutkowie. Asfaltowa, z trawą po bokach – swojska, spokojna. Nagle zszedłem na pobocze – może odruchowo, może z ciekawości. I wtedy pod nogami – dwie ogromne żmije zygzakowate, wijące się groźnie, gotowe do ataku.
Zareagowałem instynktownie: zobaczyłem przy drodze niską poręcz, złapałem ją oburącz, uniosłem się nad ziemię, jakby wsparty niewidzialną siłą, i wykonałem przerzut z powrotem na asfalt. Wylądowałem bez szwanku. Natychmiast spojrzałem na nogi – czy mnie nie ukąsiły? Nie. Nic się nie stało. I wtedy się obudziłem.
Pierwsze, co zrobiłem – zadzwoniłem do syna. Miał właśnie wychodzić na spacer z Szarikiem, drogą wśród pól kukurydzianych. Powiedziałem mu: „Załóż porządne buty.” Nie potrafiłem inaczej zareagować. Ten sen wydał mi się ostrzeżeniem. I im więcej o nim myślę, tym bardziej jestem pewien – to był znak.
Co ten sen mówi?
Każdy z nas ma swoje „drogi Szczutkowa” – pozornie bezpieczne ścieżki życia. Ale wystarczy chwila nieuwagi, zejście na duchowe pobocze, i pojawia się niebezpieczeństwo. Dwie żmije – to może być para ludzi, konkretna sytuacja, dwie pokusy, albo podwójne zagrożenie. Coś, co porusza się zygzakiem – a więc podstępnie, nie w prawdzie.
Jednak jest i poręcz. Symbol tego, czego się trzymamy, by nie runąć: wiary, modlitwy, Bożej mocy. Gdy się jej uchwyciłem, wzniosłem się ponad zło. Nie własną siłą – Bóg mnie uniósł.
Czytając znaki
W Piśmie Świętym żmije to:
obraz grzechu, zdrady i Szatana,
ale i znak, że Bóg może uratować (jak miedziany wąż na palu – zapowiedź krzyża).
Sen przypomniał mi słowa Jezusa z Ewangelii:
„Oto daję wam władzę, byście deptali po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.” (Łk 10,19)
Co robić, gdy żmije się poruszają i szykują do ataku?
Nie schodzić z drogi prawdy.
Trzymać się poręczy – modlitwy, sakramentów, Bożego Słowa.
Zaufać, że nawet gdy zło chce kąsać – Bóg nas uniesie ponad nie.
I mieć czujność – duchową i praktyczną – nawet w małych rzeczach, jak porządne buty na spacer pośród kukurydzy.
MODLITWA: „Poręcz zbawienia”
Panie, który widzisz moje kroki i znasz wszystkie pobocza mojego życia,
daj mi iść Twoją drogą – asfaltową, prostą, prowadzącą ku światłu.
Gdy zejście z trasy kusi mnie ciszą,
przypomnij, że trawa może kryć żmije.
A jeśli zło się poruszy pod moimi stopami,
daj mi Twoją poręcz – Twoje słowo, Twoją moc.
Unoszę się w Twoim Duchu,
nie własną siłą, lecz Twoim ramieniem.
Chroń moich bliskich, Córkę i Syna, i Renię,
moich Uczniów i Studentów
i tych, których spotkam na drodze mojego życia.
Daj im wiarę, mądre myśli i odwagę, by trzymali się Ciebie.
Niech każda żmija, która chciałaby kąsać – odejdzie zawstydzona,
a ja – wrócę na prostą, słoneczną drogę i pójdę dalej.
Amen.
Czy miałeś kiedyś taki
sen, który był ostrzeżeniem i łaską?
Podziel się. A jeśli
czujesz, że żmije krążą wokół Ciebie – uchwyć
się poręczy. Unieś
się ponad zło.
Z modlitwą i czujnością
Mirosław Antoni Glazik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz