Codzienna wspólna poranna kawa. Małgosia chce, żeby Pyśkę wpuścić do domu.
Gdy otworzyłem drzwi wejściowe, od razy pojawiło się w nich pyszczysko Lady
Elzy. Nie miałem wyjścia. Wpuściłem i ją, i Pyśkę. Wbiegły na piętro. Chwila
radości. Jednak Lady Elza śmierdzi nieprzyjemnie. Na głowie ma ślady kału (o
tym dziwnym upodobaniu tej przemiłej suczki jeszcze opowiem…). Zakładam
rękawicę. Przecieram jej sierść wodą z mydłem i papierem toaletowym.
Potem idę jak zwykle na podwórku, by je posprzątać po nocnym bieganiu
naszych psów. Ktoś mnie obserwuje zza lekko uchylonej żaluzji dolnego okna. Czuję,
że co raz częściej nie jest to spojrzenie życzliwe, ale robię swoje. Potem zakładam
psom smycze i wyprowadzam je na codzienny spacer poza gospodarstwo, w którym od
pół roku mieszkam. Chyba już niedługo, bo nieprzychylna nam i naszym psiakom
atmosfera się zagęszcza. Jednym słowem nad naszymi i naszych psów głowami gromadzą
się ciemne chmury. Szukam miejsca, gdzie moglibyśmy się przeprowadzać z naszym
psim stadem. Ofert nie brakuje, ale tylko nieliczne spełniają nasze
oczekiwania. Na razie cieszę się pięknym widokiem. Nad nami głowami przeleciały
cztery łabędzie… Będzie dobrze! – pomyślałem.
Na razie dziękuje Boga za zdrowie i cieszę się porannym zimnym powietrzem. Zwalniam
Borysa. Rekin próbuje dotrzymać nam kroku. Dzielny, choć już niemłody, wielki pies.
Idziemy polną drogą do poprzecznej miedzy. Psy uwielbiaj te spacery.
Powrót wymaga ode mnie zręczności i szybkości działania. Muszę pierwszego wprowadzić
Borysa i zamknąć go w boksie, bo jeśli nie zdąży na podwórku będzie niezła
chryja. Borys zaatakuje Rekina i będzie chciał go zapędzić do jego kojca. Zanim
ich oddzielę i pozamykam, to będzie ostre obszczekiwanie się i wypady połączone
z brutalna walką, ale na szczęście nic sobie te dwa wielkie psy dotychczas nie zrobiły.
Żadnych ran. Muszę jak najszybciej albo zamknąć Rekina w jego boksie, albo spróbować
wziąć Rekina ponownie wziąć na smycz. Dzisiaj tego wielkiej zamieszania nie udało
mi się uniknąć. Jednak hałas i wzajemne obszczekiwanie nie trwały długo.
Wieczorem jest mi łatwej, bo Małgosia pomaga mnie wyprowadzić sprawnie nasze łobuzy
i na ogół powrót na podwórko odbywa się po cichu, bez żadnych zgrzytów.
Wieczorny spacer okazał się miły i udany.
Drodzy Czytelnicy! Jeśli chcielibyście dobrowolnie
wesprzeć nasze psy i koty oraz nasze pisanie o nich oraz pomóc w kontynuacji
i rozwoju strony – proszę o wpłaty na podane poniżej konta bankowe:
21 2490 0005 0000 4000 1959 6961 (ALIOR BANK)
lub przekaz pocztowy na podany niżej adres:
Mirosław Antoni Glazik
ul. Kościuszki 1a/3
87 820 Kowal
woj. kujawsko-pomorskie
tel. 886 181 987
e-mail: mirglazik@wp.pl
Dziękuję za życzliwe wsparcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz