Wspomnienie Jana Bosko o psie
Szariku
Już za miesiąc staraniem Salezjańskiego Instytutu Historycznego ukaże się w druku 2. tom Źródeł salezjańskich (Część czwarta. Pisma
o charakterze biograficznym i autobiograficznym). Święty Jan Bosko tak wspomina psa Szarika:
Foto: Pies Szarik
"Szary pies był tematem licznych rozmów i hipotez. Wielu z was
widziało go, a nawet głaskało. Teraz odkładam na bok dziwne historyjki
opowiadane o tym psie, a opowiem szczerą prawdę.
Częste ataki na mnie uświadomiły mi, że nie powinienem chodzić sam
do miasta czy z powrotem. W tym czasie zakład psychiatryczny był ostatnim
budynkiem przed Oratorium, a pozostały teren był zarośnięty bukszpanem i
akacjami. Pewnego wieczoru wracałem późno do domu zupełnie sam i nie bez lęku.
Nagle zobaczyłem przy mnie wielkiego psa, którego w pierwszej chwili się
przestraszyłem. Skoro jednak nie okazywał wrogich zamiarów, a nawet zaczął się
łasić, jak gdybym był jego panem, szybko nawiązaliśmy dobre relacje, a on
odprowadził mnie do Oratorium. Zdarzenie z owego wieczora powtórzyło się
jeszcze wiele razy i mogę powiedzieć, że Szarik oddał mi znaczące przysługi.
Opowiem o niektórych z nich.
Pod koniec listopada 1854 roku, pewnego mglistego i deszczowego
wieczoru wracałem z miasta i aby nie pokonywać długiej drogi na całkowitym
odludziu, szedłem ulicą, która od Consolaty prowadzi do Cottolengo. W pewnym
momencie zauważyłem niedaleko przede mną idących dwóch mężczyzn. Przyspieszali
oni kroku albo zwalniali, kiedy i ja przyspieszałem albo zwalniałem. Kiedy zaś chciałem
przejść na drugą stronę, aby uniknąć zderzenia, oni szybko przechodzili przede
mną. Próbowałem zawrócić, ale nie zdążyłem, gdyż niespodziewanie, robiąc dwa
kroki do tyłu, w ponurym milczeniu zarzucili mi na głowę płaszcz.
Usiłowałem się wywinąć, ale daremnie. Jeden nawet próbował
chusteczką do nosa zatkać mi usta. Wtedy pojawił się Szarik i rycząc jak
niedźwiedź, rzucił się z pazurami na twarz jednemu, z rozwartym pyskiem ku
drugiemu, tak że najpierw musieliby obezwładnić psa, żeby wziąć się za mnie.
– Niech ksiądz zawoła tego psa! –
zaczęli wołać ze strachem.
– Zawołam go, ale zostawcie w spokoju
przechodniów.
– Ale niech ksiądz go szybko zawoła! –
krzyczeli. Szarik nadal wył niczym wilk czy rozdrażniony niedźwiedź.
Tamci poszli swoją drogą, a Szarik szedł przy mojej nodze, dopóki
nie wszedłem do dzieła Cottolengo. Ochłonąwszy z przerażenia i pokrzepiwszy się
napojem, jaki miłosierdzie tego dzieła zawsze potrafi odpowiednio podarować, z
solidną ochroną poszedłem do domu.
Zawsze wieczorem, kiedy nikt mi nie towarzyszył, kiedy mijałem
zabudowania widziałem, że Szarik pojawia się po którejś stronie ulicy.
Kilkakrotnie widzieli go też chłopcy z Oratorium, a raz się z nim bawili.
Chłopcy z domu spostrzegli, jak wchodził na dziedziniec. Jedni chcieli go pobić,
inni przegonić kamieniami.
– Zostawcie go – powiedział Józef
Buzzetti – to pies księdza Bosko.
Wówczas wszyscy zaczęli go głaskać i przyprowadzili go do mnie.
Byłem w refektarzu na kolacji z kilkoma klerykami i księżmi oraz z mamą. Na ten
niespodziewany widok wszyscy osłupieli: „Nie bójcie się – powiedziałem to mój
Szarik, pozwólcie mu wejść”. I rzeczywiście, szeroko okrążając stół, zadowolony
podszedł do mnie. Pogłaskałem go i dałem zupę, chleba i drugie danie. On jednak
niczego nie tknął. Nawet nie chciał niczego powąchać. „Czego więc chcesz?” –
zapytałem. A on jedynie zastrzygł uszami i ruszył ogonem. „Albo jedz, albo pij,
w przeciwnym razie siedź spokojnie” – dodałem. Wówczas, nadal okazując
zadowolenie, położył głowę na mojej serwecie, jak gdyby chciał rozmawiać ze mną
i powiedzieć mi dobranoc, po czym, ku wielkiemu zdziwieniu i radości chłopców,
dał się im wyprowadzić za drzwi. Pamiętam, że tego wieczoru późno wróciłem do
domu, a odwiózł mnie swoim powozem jeden z przyjaciół.
Po raz ostatni widziałem Szarika w 1866 roku, kiedy szedłem z
Morialdo do Moncucco, do mojego przyjaciela Luigi Moglii (Luigi Moglia – wieśniak, właściciel
gospodarstwa niedaleko Moncucco, gdzie Jan Bosko jako chłopiec został przyjęty
na robotnika polowego.). Przez jakiś czas towarzyszył mi proboszcz z Buttigliera (Giuseppe
Vaccarino (1805-1891) – był proboszczem w Buttigliera 59 lat.), a to
spowodowało, że noc zastała mnie w połowie drogi. „Ach, gdybym miał mojego
Szarika – pomyślałem sobie – jakże by się przydał!”. To pomyślawszy, usiadłem
na łące, aby nacieszyć się ostatnimi promieniami słońca, resztką światła
dziennego. W tej chwili z wielką radością podbiegł do mnie Szarik i towarzyszył
mi przez resztę drogi, to znaczy jeszcze przez trzy kilometry.
Kiedy przyszedłem do domu przyjaciela, gdzie na mnie czekano,
ostrzeżono mnie, abym zaprowadził Szarika w bezpieczne miejsce, by nie starł
się z dwoma potężnymi psami gospodarzy. „Rozszarpałyby się, gdyby się rzuciły
na siebie” – stwierdził Moglia.
Długo rozmawialiśmy z całą rodziną, potem poszliśmy na kolację, a
mój towarzysz pozostał na noc w kącie pokoju. Po zakończeniu kolacji przyjaciel
powiedział: „Trzeba też dać jeść Szarikowi” – i wziąwszy nieco jedzenia,
zaniósł je do psa, którego szukał we wszystkich zakamarkach pokoju i domu. Ale
Szarika nie było. Wszyscy bardzo się dziwili, bo ani drzwi, ani okna nie były
otwarte. Tak samo żadnego znaku jego wyjścia nie dały psy gospodarza.
Poszukiwania ponowiono w pomieszczeniach na górze, ale nikt go nie znalazł.
Były to ostatnie wieści, jakie miałem o Szarym psie, temacie
licznych dociekań i rozmów. Nie było mi też dane poznać jego właściciela. Wiem
tylko, że to zwierzę było dla mnie w najwyższym stopniu opatrznościowe w wielu
niebezpieczeństwach, jakie mi groziły."
Mirosław Antoni Glazik
Dziękujemy za pomoc!
Drodzy Czytelnicy!
Jeśli chcielibyście wesprzeć nasze psy i koty oraz nasze pisanie o nich i
zarazem pomóc w kontynuacji i rozwoju strony – proszę o wpłaty na
podane poniżej konta bankowe:
21 2490 0005 0000 4000 1959 6961 (ALIOR BANK)
lub przekaz pocztowy na podany niżej adres:
Mirosław Antoni Glazik
ul. Kościuszki 1a/3 87
820 Kowal
woj. kujawsko-pomorskie, Poland
tel. 518 242 015
e-mail: mirglazik@wp.pl
Dziękujemy za pomoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz