Ponad dwa miesiące temu, w czasie kolejnej przeprowadzki do nowego domu, trudnej,
bo obejmującej kilka psów, ale i kilakset książek, zauważyłem w mojej biblioteczce,
starą, pożółkłą lekturę szkolną – „ANIELKĘ”, Bolesława Prusa z 5 lipca 1967. W
„podstawówce” musiałem ją przeczytać, potem na studiach ją analizowaliśmy i interpretowaliśmy,
wielokrotnie omawiałem ją na lekcjach języka polskiego w szkole podstawowej i
na lekcjach prywatnych. Teraz uczyniłem to ponownie i … stwierdziłem, że to
lektura dla dorosłych. Bardzo wzruszyły mnie losy psa Karuska. Mądrzy, czytając
to, znajdą tu dużo egzystencjalnych refleksji….
Anielka to powieść Bolesława
Prusa, która po raz pierwszy ukazała się w odcinkach w „Kurierze Warszawskim”
(17 IV - 8 VII 1880) pod tytułem Chybiona
powieść. Wydanie książkowe w trochę zmienionej wersji ukazało się w 1885
roku. Autor stworzył
w niej doskonały portret psychologiczny trzynastoletniej dziewczynki Anielki, której
prostota dziecięcej naiwności spojrzenia na świat tym bardziej wyostrza
konflikty psychologiczne oraz ekonomiczne. Anielka jest córką dziedzica, który okazuje się
próżniakiem i utracjuszem rujnującym majątek rodzinny. Anielka, będąc
dziewczyną dobrą, wrażliwą i spostrzegawczą, przeżywa głębokie rozczarowanie,
widząc, jak głęboko odbiega życiowa praktyka od oficjalnie głoszonych w jej
środowisku zasad moralnych. Dom Anielki, z winy nieudolnego ojca rozpada się, a
ona sama także umiera w niedostatku, bo nie mogła znieść śmierci matki.
W Anielce B. Prus przedstawił jeden z najpełniejszych
obrazów dziecka w literaturze polskiej. Anielka i jej brat Józio
wychowują się w trudnych warunkach w podupadającym gospodarstwie. Ich ojciec
przehulał cały majątek, a chora matka, żyjąca w świecie romansów, marzy o
wyjeździe do Warszawy. Wiadomości o bankructwie, pożar domu, śmierć matki i
strata ukochanego psa Karuska to za dużo dla wrażliwego dziecka. Anielka
umiera.
ANIELKA - BOLESŁAW PRUS (Pozytywizm) kilka pytań?
1.
Dlaczego pies szukał Anielki?
2.
Kim była Anielka dla Karuska?
3.
Jak Karusek postanowił szukać Anielki?
4.
Dlaczego Karusek poczuł się szczęśliwy?
Rozdział XII
SPRAWIEDLIWY LITUJE SIĘ NAD WSZELKIEM BYDLĄTKIEM,
ALE SERCE BEZBOŻNYCH JEST OKRUTNE.
SPRAWIEDLIWY LITUJE SIĘ NAD WSZELKIEM BYDLĄTKIEM,
ALE SERCE BEZBOŻNYCH JEST OKRUTNE.
Nie trzeba zbyt
głębokiej znajomości ani psychologji, ani zwyczajów towarzyskich, aby odgadnąć,
że powodem częstych ucieczek Karuska z domu była — miłość.
Karusek, jak wszyscy z jego rodu, był prostakiem. Człowiek ucywilizowany i
dobrze wychowany umie rozdzielać swoje uczucia, pragnienia i przyjemności w
sposób ekonomiczny i rozsądny. Przeznacza on dwadzieścia procent sił na godność
osobistą, piętnaście procent na miłość, dziesięć procent na uprzejme stosunki
towarzyskie, pięć procent na sztuki piękne, dwa procent na przyjaźń, a resztę
na jedzenie i spanie. Tym sposobem w każdej chwili ma poczucie swoich praw,
może się trochę kochać, trochę być uprzejmym, trochę marzyć, trochę być
przyjacielem, a wkońcu — jeść i spać na każde zawołanie.
Natury zaś pierwotne, mniej skombinowane, do jakich i Karuś należał, żyją w
ciągłych ostatecznościach. Karusek, kiedy walczył, to już do oberwania ogona i
uszów, kiedy szczekał — to do ochrypnięcia, gdy jadł — to z nogami właził w
talerz, gdy był przyjacielem, to do śmierci, kiedy się kochał — to bez pamięci.
W dniach miłości, Karusek rzeczywiście zapomniał o wszystkiem: o domu,
jedzeniu, a nawet o Anielce. Biegał jak szalony, przez całą dobę cierpliwie
wystawał pode drzwiami swojej kochanki, odpędzony, wracał, do kijów, któremi go
hojnie częstowano, nie miał pretensji, wreszcie walczył jak bohater. Wogóle
postępowanie jego było wyższe nad wszelkie pochwały, o co zresztą nie dbał.
Ale i na niego przyszła godzina upamiętania. Przespał się gdzieś na łące, ziewnął, wyciągnął łapy, uczuł, że go kości bolą, i — z niesmakiem obejrzał się na swoją przeszłość.
— Miałem też za co tak schudnąć! — pomyślał, machnął pogardliwie ogonem i ruszył do domu.
Ale i na niego przyszła godzina upamiętania. Przespał się gdzieś na łące, ziewnął, wyciągnął łapy, uczuł, że go kości bolą, i — z niesmakiem obejrzał się na swoją przeszłość.
— Miałem też za co tak schudnąć! — pomyślał, machnął pogardliwie ogonem i ruszył do domu.
Już za ogrodem uczuł swąd. Przyspieszył kroku, wbiegł na dziedziniec,
stanął, spuścił ogon i nastawił uszy. Nie mógł poznać dworu.
Począł biegać i wąchać ziemię. Znalazł ślady obcych nóg, kopyt końskich,
wody, spalenizny. W jednem miejscu pokręcił ogonem: tu stała Anielka. Ze
spuszczoną głową pobiegł do kuchni. Znowu wrócił i obleciał całe podwórze.
Ślady Anielki, wyraźne w kilku miejscach, nagle urywały się. Stał w tym
punkcie jakiś wóz. Pies pobiegł do bramy za jego koleją, lecz dalej ani kroku.
Koleje krzyżowały się, tyle tędy wozów przejechało, że Karusek nie mógł się
zorjentować żadną miarą.
Począł szczekać, wyć i biegać cwałem. Obleciał ogród, sadzawkę, zajrzał pod
kasztan, przegalopował pod płotem. Wszędzie były ślady Anielki dawniejsze, ale
każdy kończył się pod spalonym domem.
Wpadł na zgliszcza. Obiegł ciepłe jeszcze gruzy, poparzył się o tlejące
głownie, pokaleczył o gwoździe. Ale oprócz spalenizny najrozmaitszej woni nie
znalazł nic więcej.
Znowu pędził, szczekał i wył takiemi głosami, że aż się serce krajało. Wskakiwał przedniemi łapami na okna, zaglądał za drzwi — napróżno.
Znowu pędził, szczekał i wył takiemi głosami, że aż się serce krajało. Wskakiwał przedniemi łapami na okna, zaglądał za drzwi — napróżno.
Począł go dławić straszny żal. Żeby choć znalazł sukienkę Anielki, jaki
szmatek z jej odzienia!... Żeby choć spojrzeć na nią, uczuć jej rękę na głowie,
usłyszeć dźwięk głosu!...
Ach! jakże byłby chętnie uczył się służyć teraz, jakby się nie przewracał, jakby jej nigdy nie opuszczał!
Ach! jakże byłby chętnie uczył się służyć teraz, jakby się nie przewracał, jakby jej nigdy nie opuszczał!
Wszystkie te myśli nie były w nim sformułowane, nie umiałby ich wyrazić.
Ale zato jak on czuł!... Język ludzki nie ma słów do określenia, ani serce
strun do odczucia psiej przyjaźni. Człowiek zawsze znajdzie pociechę po stracie
drogich osób, pies prawie nigdy. Wierzyć należy we wszystko, nawet w opinją,
jaką ludzie mają sami o sobie, lecz ufać można tylko — psom.
Gdyby Karusek wiedział, że jest coś, co się nazywa śmiercią, i potrafił ją
zadać sobie, niezawodnie w tej chwili popełniłby samobójstwo. Ale on,
nieszczęśliwszy od rodu ludzkiego, nie znał tego środka. Oddychać prawie nie
mógł, łzy zasłaniały mu oczy, cierpiał niezmiernie, ale pozbyć się udręczeń nie
umiał.
Wówczas w jego drobnej, na pół świadomej duszy błysnęła myśl genjalna.
Zatrzymawszy się na ostatnim śladzie Anielki, postanowił biegać wkoło dworu,
stopniowo oddalając się od środka. W taki sposób, choćby przyszło oblecieć cały
świat, trafi wkońcu na jakąś wskazówkę, która doprowadzi do Anielki.
Co postanowił, wykonał natychmiast. Spuścił ogon, zwiesił łeb i pędził
galopem po linji spiralnej. Przecinał wpoprzek gościńce, drogi boczne,
wszystkie ścieżki i miedze i — szukał.
Ku wieczorowi był już za wsią, zrobiwszy w kilkuwiorstowym promieniu około sześciu mil drogi. Ale śladu Anielki jeszcze nie znalazł.
Ku wieczorowi był już za wsią, zrobiwszy w kilkuwiorstowym promieniu około sześciu mil drogi. Ale śladu Anielki jeszcze nie znalazł.
Całą noc nie spał, tylko pędził wciąż. Gdy ludzie szli na robotę z rana,
spotkali go już o milę od spalonego dworu. Miał boki zapadłe, piana toczyła mu
się z pyska. Niekiedy stawał, podnosił głowę dogóry i wył — strasznie zmienionym
głosem.
Napróżno!...
Napróżno!...
To jego zachowywanie się zwróciło wkońcu publiczną uwagę. Zaczęto
opowiadać, że jakiś biały pies z łatą na oku pędzi naoślep przez pola, czasami
wstępuje do wsi, nie zatrzymując się, na wołania nie zważa i tylko odzywa się
niekiedy ochrypłym głosem.
Zdecydowano, że pies wściekł się.
Zdecydowano, że pies wściekł się.
Karuś nic naturalnie nie wiedział o opinjach ludzkich, skutki ich przecie uczuł
niebawem. Mijając jakąś wieś, zobaczył studnią i wsparłszy się łapami na
korycie, chciał w niem zeschły język umoczyć. Ledwie jednak pochylił się nad
wodą, usłyszał krzyk. Gromada dzieci rozbiegła się po ulicy, a paru większych
chłopców poczęli rzucać na niego kamieniami. Uderzony w głowę, psina uciekł z niegościnnej
wsi i biegł dalej.
Na łące musiał zboczyć nieco z kierunku, zobaczyli go bowiem skotopasy,
zaczęli wołać, szczuć i wygrażać mu kijami.
Głód strasznie mu dokuczał. Przypomniał sobie, że dawniej ludzie wiejscy
wyrzucali mu chleb, gdy zbliżył się pod chatę. W tej chwili wchodził do wsi, i
ledwie mogąc nogami powłóczyć, stanął pod najbliższym domem, trzęsąc się z
utrudzenia i patrząc pokornie na drzwi. Wnet uchyliły się one, i Karuś ujrzał w
nich dużego chłopa z widłami. Chłop zaczął go pędzić, nawoływać innych. Ulica
zapełniła się ludźmi, uzbrojonymi w drągi i siekiery, a wszyscy oni gonili,
albo zastępowali drogę biednemu psu, tak, że ledwie z życiem uciekł.
Był już o dwie mile od domu, ciągle kołując i szukając śladów. Wsie omijał,
widok człowieka napełniał go obawą. Pił wodę z kałuż i ledwie w trzeciej dobie
udało mu się znaleźć w polu zdechłą, już psującą się wronę, którą, mimo odrazy,
w okamgnieniu rozszarpał.
Czwartego dnia ujrzał w polu jakiegoś człowieka, który usiłował mu zajść
drogę.
Zląkł się go bardzo i pragnął go czem prędzej ominąć. Podwoił nawet kroku, i gdy sądził, że już niebezpieczeństwo przeszło, usłyszał za sobą dwa wystrzały i uczuł jakieś szarpnięcie. Lewa noga tylna zdrętwiała mu tak, że się na niej oprzeć nie mógł. Wlókł ją więc za sobą, uciekając na trzech innych.
Zląkł się go bardzo i pragnął go czem prędzej ominąć. Podwoił nawet kroku, i gdy sądził, że już niebezpieczeństwo przeszło, usłyszał za sobą dwa wystrzały i uczuł jakieś szarpnięcie. Lewa noga tylna zdrętwiała mu tak, że się na niej oprzeć nie mógł. Wlókł ją więc za sobą, uciekając na trzech innych.
Wkońcu już mu sił zaczęło braknąć. Wtedy kładł się w brózdach i wypoczywał.
Na jednej z podobnych stacyj zobaczył, że ścierpnięta noga jest mocno skrwawiona
i że ją muchy obsiadły. Odegnał muchy, oblizał krew i powlókł się dalej.
W godzinę później (było już samo południe), ujrzał daleko wśród pól kilka
budynków. Skwar go bardzo dręczył. Dokoła nie było lasu, tylko bagna. Umyślił
podkraść się i ugasiwszy pragnienie, odpocząć przy budowlach.
Ale ponieważ bał się pójść wprost, więc zaczął kołować i — zbił się z
drogi. Nie mógł już zmiarkować, skąd wyszedł, w którą stronę szedł... węch go
prawie opuścił, a z nim siły. Co kilkanaście kroków potykał się i upadał.
Wtedy czując, że dzieje się z nim coś niezwykłego, ostatkiem tchu zawył,
patrząc w stronę budynków.
Obok jednego z nich ukazała się jakaś postać, której pies, z powodu
odległości, poznać nie mógł. Zdjęty trwogą, chciał uciekać, ale przewrócił się.
Zamroczyło go, tchu nie miał, ale obawa przemogła. Zerwał się jeszcze raz,
podniósł głowę i zobaczył nad sobą — Anielkę.
— Karuś! Karusek!... piesiuniu mój! — zawołała dziewczynka, klękając nad nim i usiłując go podnieść.
— Karuś! Karusek!... piesiuniu mój! — zawołała dziewczynka, klękając nad nim i usiłując go podnieść.
Na głos ten pies zapomniał o wszystkiem. Nieskończona wędrówka wydała mu
się krótką, nieopisane trudy, ból, głód i pragnienie znikły. Przebaczył tym,
którzy go bili, gonili, a nawet temu, który go postrzelił. Słońce go już nie piekło,
zeschły język nie bolał.
Widział sukienkę i patrzył w oczy swojej pani; drobne jej rączki dotykały
jego głowy gorącej. Czuł pieszczoty i słyszał imię swoje, wymawiane przez nią.
Był zupełnie zadowolony i na znak tego chciał wesoło zaszczekać, ale tylko
żałośnie zaskomlił. Pragnął przeprosić ją za samowolną ucieczkę z domu, więc
wyciągnął się pokornie jak psy warujące i oparł pysk na jej kolanach.
Ach! jak mu było dobrze...
Uczuł senność. Nic dziwnego: przez tyle dni nie spał; podniósł więc oczy na
twarz swojej przyjaciółki i delikatnie otulony przez nią — zasnął. Oddychał
lekko, ale już coraz rzadziej, serce uderzało w nim coraz wolniej, z jakimś
szczególnym dźwiękiem niby pękniętej struny.
Wreszcie — umilkło.
Plan wydarzeń „Anielki” Bolesława Prusa
- Wspaniałe wczesne dzieciństwo Anielki.
- Chorowita matka i brat Anielki.
- Umowa dziedzica z Niemcami.
- Rozpoznanie zaniedbania trzynastoletniej dziewczyny.
- Zatrudnienie mądrej, acz nieprzyjemnej Walentyny na stanowisko nauczycielki Anielki.
- Cierpienia dziewczynki związane z wielogodzinną nauką i tęsknotą za przebywaniem na łonie natury.
- Zabawy Anielki z psem – Karuskiem.
- Podarowanie szafirowej wstążeczki i pożywienia ubogiej Madzi oraz przyłapanie Anielki na dziedzińcu ojca.
- Guwernantka karmiąca ptactwo i nadzieja dla dziewczynki.
- Rozmowy na temat pieniędzy i starania dziedzica o uzyskanie kredytu od Żyda Szmula.
- Domysły Anielki na temat kłopotów finansowych rodziny.
- Dziewczynka wykorzystana przez tatę do napisania listu do ciotki z prośbą o wsparcie.
- Zmartwienia tytułowej postaci dotyczące własnego ojca.
- Obrona Madzi przed Gajdą oraz rozmowy w karczmie o buncie przeciwko dziedzicowi.
- Zamiary ojca Anielki dotyczące sprzedaży dworu.
- Zniknięcie dziedzica.
- Niszczycielska pożoga dworu.
- Szukający panią Karusek i jego śmierć.
- Rozstanie dziewczyny z chorującą matką.
- Choroba Anielki.
- Zabranie dzieci przez obcą, szykowną kobietę.
- Śmierć Anielki na skutek informacji o nieżyjącej matce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz