Pysia: Ja Pysia wam to
mówię. To była dobra i spokojna niedziela. Pani i
Pan nigdzie nie wjeżdżali. Wychodzili tylko do czasu do czasu na podwórze i
chodzili po domu. Pani powiedziała, że musi odpocząć i do końca wyzdrowieć, bo
nadal męczy ją kaszel i trochę boli głowa. Mówi, że to zatoki, ale je nie wiem,
czy to ma coś wspólnego z wielką, pulsującą wodą, która oni nazywają morzem
albo Bałtykiem. Kiedyś, jak Pan wyszedł ze mną na podwórku w środku nocy, wiał
zimny i silny wiatr (grał na szczeblach metalowej bramy), Pan powiedział, że to
są nasze podwórkowe organy i że tak dmucha wiatr znad morza. Takie słowa słyszę
z kolorowego, gadającego okienka. Na ten przykład: Szczęść Boże! Tu, Aneta
Styczka. Przedstawię Państwu prognozę pogody. Będzie wiał silny watr od morza aż
do Tatr… Dokładanie już nie pamiętam, ale ta Pani w tym pulsującym okienku coś
podobnego gadała…
Po obiedzie moja Pani nagle powiedziała, że jest zmęczona, choć na taką nie wyglądała,
i musi się położyć. Dziwnie się do Pana uśmiechała, a mnie poprosiła do dużego gabinetu
Pana, który jest w lewym skrzydle domu. Dość długo tam sobie spokojnie leżałam
i patrzyłam na książki Pana. Jest ich coraz więcej. Pan je ciągle skądś przywozi.
Mówi, że z Kowala …
Już się robiło ciemno, gdy Pan przyszedł po mnie i zaprosił do kuchni i
salonu. Pani była radosna, a twarz jej jaśniała młodością… Dziwne, przecież
tyle czasu mnie nie widziała …
Haau, hau, hau … Zaszczekałam radośnie. Pani zaczęłam mnie głaskać po łebku
i mówiła do mnie:
- Pysunia, ach, Pysunia! Ty jesteś najmądrzejsza i najpiękniejsza …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz