Czy Ksiądz Jerzy Popiełuszko miał psa?
Gdy zadałem sobie pytanie, czy aktualnie Błogosławiony Księdza Jerzy Popiełuszko, miał – za życia i w czasie posługi kapłańskiej i pracy duszpasterskiej – psa, sięgnąłem do książek poświęconych męczennikowi w moim domowym księgozbiorze, aby znaleźć informacje na ten temat i poszukać zdjęcia kapłana z psem.
Waldemar
Chrostowski, kierowca ks. Jerzego Popiełuszki, w czasie rozmowy z
Katarzyną Wiśniewską, dziennikarką "Gazety Wyborczej" (19.10.2009) potwierdził, że kapelan służby
zdrowia miał psa, Tajniaka:
- Nazywał się Tajny, z angielskiego: drobny [tiny], ale wołali na niego Tajniak. Jerzy był do niego przywiązany. Ci, którzy byli przy księdzu, wyprowadzali go na spacer. Wokół kościoła pełno milicji, a oni na całe gardło: "Tajniak! Do nogi!". Pies został pochowany w pobliżu kościoła [św. Stanisława Kostki]. Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,7158817,A_ja__baran__zatrzymalem_samochod.html#ixzz3x7yXLeHl
- Nazywał się Tajny, z angielskiego: drobny [tiny], ale wołali na niego Tajniak. Jerzy był do niego przywiązany. Ci, którzy byli przy księdzu, wyprowadzali go na spacer. Wokół kościoła pełno milicji, a oni na całe gardło: "Tajniak! Do nogi!". Pies został pochowany w pobliżu kościoła [św. Stanisława Kostki]. Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,7158817,A_ja__baran__zatrzymalem_samochod.html#ixzz3x7yXLeHl
Kolejnym świadectwem, potwierdzającym obecność psa w
ostatnich miesiącach życia kapłana, jest wypowiedz pt. Znałam Księdza Jerzego (Z Joanną Grzybowską – uczestniczącą w
duszpasterstwie, prowadzonym przez ks. Jerzego Popiełuszkę – rozmawiał ks.
Ireneusz Skubiś. „Niedziela ogólnopolska” 2010 nr 23). Joanna Grzybowska
wspomina:
„Przy
okazji tej walki o krzyże poznałam Księdza Jerzego. Pierwsze moje spotkanie
było szczególne. Otóż bardzo boję się psów. Kiedy zadzwoniliśmy do Księdza
Jerzego, w domu rozległo się szczekanie psa. W pierwszym porywie powiedziałam:
–
Nie idę, boję się psa.
I już chciałam pożegnać się z grupą, z
którą udawałam się do Księdza Jerzego, ale było za późno, bo drzwi się
otworzyły. Ukazał się w nich... pies, który wybrał mnie sobie, wskoczył mi na
ramiona i zaczął lizać. Był to młody piesek o znaczącym imieniu – Tajniak.
Zamarłam, ale później przekonałam się do niego, a nawet zaprzyjaźniliśmy się.
Cieszyłam się, że nie odeszłam od tych drzwi, bo oznaczałoby to straconą szansę
na poznanie wielkiego, wspaniałego człowieka i kapłana.”
W książce Mileny Kindziuk
pt. Świadek prawdy. Życie i śmierć księdza Jerzego Popiełuszki (Wyd. Edycja Świętego Pawła.
Częstochowa 2004, s. 195). Oto moje
parafrazy dwóch fragmentów Świadek prawdy tej pełnej
biografii księdza Popiełuszki:
Ksiądz Jerzy Popiełuszko w kwietniu 1983 roku otrzymał pieska
– Był to imieninowy prezent od studentów –
wspomina Joanna Sokół. Opowiada, że ksiądz długo się zastanawiał, jak go
nazwać. W końcu wymyślił: Tajny (po angielski tiny znaczy drobny, szczupły). Ludzie zaczęli wołać na niego:
Tajniak. I tak już zostało.
Ksiądz bardzo się troszczył o czarnego kundelka.
Kiedyś pies zachorował na zapalenie ucha. Ksiądz Jerzy dbało regularne wizyty u
weterynarza, sam podawał Tajniakowi lekarstwa. Lubił też wychodzić z nim na
spacery, najczęściej do ogrodu przy plebanii. Niekiedy zabierał go ze sobą, gdy
jechał gdzieś samochodem.
– Tajniakowi pozwalał praktycznie na wszystko. Pamiętam, że zabrudził kiedyś księdzu sutannę. Powiedziałam mu o tym, gdy
zobaczyłam, że u dołu jest zabłocona. A ksiądz Jerzy spokojnym głosem odparł: „To przecież
tylko Tajniak, nic się nie stało”. I poszedł dalej – wspomina Joanna Sokół.
To właśnie ona zaopiekowała się Tajniakiem po śmierci księdza.
– Pies przeżył do 1994 roku –
mówi.
Pies ujadał na
plebanii
„Tymczasem w Warszawie nikt nie wiedział, co się wydarzyło późnym wieczorem w piątek, 19 października. W parafii św. Stanisława Kostki życie biegło własnym torem: po Mszy św. wieczornej kościół został zamknięty, ludzie rozeszli się do swoich domów. Dwaj wikariusze: ksiądz Maciej Cholewa i ksiądz Marcin Wójtowicz jedli w ciszy kolację. Byli sami, bo proboszcz, ksiądz Teofil Bogucki, leżał chory w szpitalu. Wiedzieli też, że czwarty z domowników, ksiądz Jerzy Popiełuszko wyjechał rano do Bydgoszczy i miał wrócić przed północą. Prosił nawet, by wieczorem nie zamykać bramy wjazdowej, bo zgubił klucz do kłódki.
– Wypatrywaliśmy Jerzego przez okno, nasłuchiwaliśmy, czy nie nadjeżdża jego samochód – wspomina ksiądz Wójtowicz.
Do dziś pamięta, że do łóżka położył się po północy. Usiłował zasnąć, ale bezskutecznie, gdyż pies księdza Jerzego, Tajniak, cały czas szczekał, ujadał, kręcił się nerwowo po plebanii. Był niespokojny, gdyż jego pan nie wrócił jeszcze do domu.”
„Tymczasem w Warszawie nikt nie wiedział, co się wydarzyło późnym wieczorem w piątek, 19 października. W parafii św. Stanisława Kostki życie biegło własnym torem: po Mszy św. wieczornej kościół został zamknięty, ludzie rozeszli się do swoich domów. Dwaj wikariusze: ksiądz Maciej Cholewa i ksiądz Marcin Wójtowicz jedli w ciszy kolację. Byli sami, bo proboszcz, ksiądz Teofil Bogucki, leżał chory w szpitalu. Wiedzieli też, że czwarty z domowników, ksiądz Jerzy Popiełuszko wyjechał rano do Bydgoszczy i miał wrócić przed północą. Prosił nawet, by wieczorem nie zamykać bramy wjazdowej, bo zgubił klucz do kłódki.
– Wypatrywaliśmy Jerzego przez okno, nasłuchiwaliśmy, czy nie nadjeżdża jego samochód – wspomina ksiądz Wójtowicz.
Do dziś pamięta, że do łóżka położył się po północy. Usiłował zasnąć, ale bezskutecznie, gdyż pies księdza Jerzego, Tajniak, cały czas szczekał, ujadał, kręcił się nerwowo po plebanii. Był niespokojny, gdyż jego pan nie wrócił jeszcze do domu.”
O obustronnym upodabnianiu się właściciel i jego psa
Podobno psy upodabniają się zachowaniem, nawet wyglądem, do swoich właścicieli.
Zapewne studenci dobrali na prezent pieska, który powinien odpowiadać
osobowości obdarowanego. Szczupły, niepozorny, na pierwszych parafiach, gdzie
był wikariuszem, niczym się nie wyróżniał. W dodatku często chorował, nieraz
nie miał siły pracować. Niektórzy księża posądzali go, że się obija. Nie
imponował też wiedzą, nie był oratorem ani intelektualistą, chociaż swoje
proste, konkretne kazania przygotowywał sumiennie, ale cechowało go jedno: był
bardzo przyjazny ludziom. Ujmował i przyciągał swoją dobrocią. To był jego
charyzmat. Można powiedzieć, że w jego postawie odzywała się „wschodnia dusza”:
czuła, ciepła i otwarta. Pochodził bowiem spod Suchowoli, z Białostocczyzny.”
W piątek 19 października 1984 roku ks. Popiełuszko nie
wrócił na noc do domu. W parafii św. Stanisława Kostki nikt nie przeczuwał
tragedii, jaka się wtedy wydarzyła. Jedynie Tajniak, pies księdza Jerzego, mały
czarny kundel zachowywał się dziwnie. Szczekał, ujadał, kręcił się nerwowo po
plebanii. Był niespokojny, gdyż jego pan nie zjawił się w pokoju.
Ksiądz Jerzy w
swoim pokoju podczas ostatnich imienin, 23 kwietnia
1984 roku (zdjęcie z arch. Parafii św. Stanisława Kostki):
Ksiądz Jerzy
Popiełuszko. Zdjęcie. Ostatnie imieniny 23 IV 1984
Foto: Jakub Szymczuk/Agencja GN.
Zdjęcie okładki książki. Milena Kindziuk Świadek prawdy. Życie i śmierć księdza Jerzego Popiełuszki. Wydanie II zmienione rozszerzone. Wydawca: Edycja Świętego Pawła. Częstochowa 2004
Polecam "Zabić księdza" z 1988 roku- warto sobie przypomnieć po tylu latach ten tytuł.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz i przypomnienie tego filmu. Znam to dzieło filmowe, ale w czasie ferii jeszcze raz je obejrzę, między innymi pod kątem scen z pieskiem ks. Popiełuszki. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiałam ( i znowu mam) szczęście mieszkać nieopodal kościoła Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu i dzięki temu zapewne miałam szczęście poznać ks. Jerzego. Doskonale pamiętam również Tajniaka, bo też jestem zawziętą psiarą :) Widzieliśmy się z księdzem i Tajniakiem w noc sylwestrową ,już po północy, czyli 1 stycznia 1984 roku. Przyszliśmy bodaj we trzy-cztery osoby złożyć księdzu Jerzemu życzenia noworoczne. Poczęstował nas kieliszeczkiem szampana, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a Tajniak krążył wokół naszej grupki. Na wieszaku wisiała smycz Tajniaka. Pies miał taki zwyczaj, że ściągał smycz z wieszaka i trzymając w pyszczku chodził od osoby do osoby , jakby zachęcał do spaceru :) Ksiądz Jerzy lubił go bardzo i cieszył się też z tego, że kiedy on, albo ktoś pod Jego nieobecność wychodził z psem i zawołał Tajniak, to tajniacy na ulicy siłą rzeczy się odwracali i zdradzali, że są tajniakami. Ksiądz Jerzy potrafił potem wyjść do nich z kubkiem gorącej herbaty.
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście Tajniak był jakby podobny do Jerzego, drobniutki, bardzo miły w kontaktach z ludźmi, ale taki niepozorny, choć potrafił głośno szczekać.
Pozdrawiam serdecznie,
Beata
Nie wierzę, naprawdę pani rozmawiała ze świętym! To dopiero radość.
UsuńJaki zaszczyt by było z nim porozmawiać teraz, chociaż urodziłam się niecałe 20 lat po jego śmierci, to mam szczerą nadzieję, że kiedyś się z nim zobaczę tam na górze :)
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam i czekam n inne wpisy.
OdpowiedzUsuń