2 stycznia 2016

Przetrwać mrozy i nie zejść z drogi


Przetrwać mrozy i  nie zejść z drogi ...
Kilkunastostopniowy mróz, a na dodatek silny południowo-wschodni wiatr. Trzeba nasze psy traktować bardzo indywidualnie. Najbardziej chronimy Pysię i Czarusia. Muszę też zadbać o kury, zostawiam im więcej wody i pokarmu w kurniku, a gołębiowi Pocztusiowi ziarno i wodę umieściłem na desce wyjściowej z gołębnika. Pojechałem do Kowala, by trochę czasu spędzić z Synem i przy okazji wygłaskać nasze koty (Norka i Żbika) i podrzucić im coś smacznego do jedzenia. Są zadbane i mają ciepło. Kamil je lubi i o nie dba.
Tak sobie myślę, że niektórzy Czytelnicy tego bloga, być może pękają ze śmiechu, gdy czytają faceta, który opisuje codzienne prace w domu i w obejściu. Muszę w tym miejscu napisać coś bardzo ważnego. Od 2006 roku (śmierć Pierwszej Żony po długiej chorobie) stałem się w pewnym sensie bezdomnym, choć miałem, gdzie mieszkać: Kowal, Włocławek (wynajęte mieszkanie, Bursa nr 1, wynajęty dom w Michelinie), Świecie i Grubno koło Chełmna, ponownie Kowal, Nowiny i ponownie Włocławek (wynajęty domek w Michelinie), to nie miałem poczucia, że mam dom. W ciągu tygodnia w latach 2011 do 2013 przemieszczałem się, pracując jako nauczyciel i wykładowca między Kowalem, Włocławkiem, Świeciem, Bydgoszczą i Lądem na Wartą. W ciągu tygodnia przez trzy lata! To było zaiste cygańskie życie (niech mi Romowie wybaczą użycie tego słowa, to nie jest antyromizm). Panu Bogu dziękuję i nie przestanę dziękować, że jakoś te trudne lata szczęśliwe przeżyłem. Od 2006 roku pracowałem jako nauczyciel i wykładowca: w Kowalu, w Lądzie na Wartą, we Włocławku, w Modzerowie koło Włocławka, w Świeciu, w Osiu i jako reżyser teatralny w Bydgoszczy i we Włocławku. Nie piszę o tym, żeby się skarżyć, ale aby Państwu uświadomić zakres i skalę moich doświadczeń zawodowych i życiowych, w tym wieloletnią sytuację niepewności i konieczności podejmowanego ryzyka. Moje – stabilne i szczęśliwe, skromne, ale dostatnie (z elementami kariery zawodowej i artystycznej) – życie w roku 2006 się zawaliło. Nie stało się to nagle, ale tak widocznie była Wola Boża.
We sierpniu 2013 roku Małgosia, prawdopodobnie w wyniku kradzieży, straciła swojego ulubionego wychuchanego owczarka niemieckiego Dorę (teraz Zoja) i adoptowała doga Borysa, a potem wspólnie postanowiliśmy stworzyć dom kolejnym skrzywdzonym przez ludzi psom. One też przez los i życie zostały potraktowane okrutnie i bezwzględnie, ale jednocześnie trafiły na wielu wspaniałych ludzi, którzy potrafili (między Panie: Kasia, Agata i Edyta) im pomóc i znaleźć dom tymczasowy. Dobre serce Małgosi i jej odwaga sprawiły, że trafiły do nas i my już ich oddać nie chcemy, bo u nas znalazły DOM. Są nieodłączną częścią naszej rodziny tak, jak my jesteśmy częścią tego stada. Zapewne jego przewodnikami, ale powstała między nami i naszymi zwierzakami wyjątkowa więź.
Aby im i nam stworzyć dobre warunki do życia dwukrotnie w minionym - Anno Domini 2015 - się przeprowadzaliśmy, by znaleźć dogodne miejsce na pograniczu Kujaw i Wielkopolski. Nazwałem je Wilkopolską.
Dlatego opis zwyczajnych czynności - zwanych w moich rodzinnych Borach Tucholskich oprzątaniem (oprzątać to potocznie: wykonywać codzienne prace gospodarskie, szczególnie związane z hodowlą zwierząt domowych; obrządzać) - stał się dla mnie nie tylko obowiązkiem, ale czymś niezwykłym, magicznym albo wręcz mitycznym. Małgosia powiedziała, że moje ostatnie posty są takie  bardzo odświętne, napisane stylem wzniosłym. Myślę, że podświadomie te codzienne, zwyczajne niepoetyckie czynności – sakralizuję.

Drodzy Czytelnicy! Jeśli macie możliwość, to wesprzyjcie nasze siedem adoptowanych psów i nasze o nich pisanie. Z góry serdecznie dziękuję, a na stronie opublikuję listę darczyńców.
Drodzy Czytelnicy! Jeśli chcielibyście dobrowolnie wesprzeć nasze psy i koty oraz nasze pisanie o nich, a także pomóc w kontynuacji i rozwoju strony – proszę o wpłaty na podane poniżej konta bankowe:
21 2490 0005 0000 4000 1959 6961  (ALIOR BANK)

Dziękuję za Wasze życzliwe wsparcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz